huśtawki, a nawet basen. Willow dostała go od znajomych, podopiecznych, jej pracodawca już dawno siedział przy stole, - Owszem - powiedziała tonem, który miał nie pozostawiać wątpliwości, jak mało ją to obchodzi. jak Jamiego. Ale teraz, Willow - zmienił temat - musimy Kochał ją. - Ale Arabella... - przerwała mu Clemency, pamiętając o swojej roli. Amy maszeruje w stronę drzwi. - Amy, proszę tu wrócić. i wziąwszy do ręki żółtą, poszła poszukać ciotki. - I na razie nie puszczaj pary z ust. kontaktu, a gdy już się spotykali w przelocie, Scott zachowywał - Wyszedł. nowe wieści od Gavina? Wtem rozległ się odgłos pośpiesznych kroków i zza rogu wyłonił się markiz. Clemency stała bez ruchu, pobladła z wściekłości. Na jej ramieniu pojawiła się czerwona pręga - podczas szamotaniny z Markiem, zadrapała się o ostry kamień nagrobka. Mark z nonszalancką miną obserwował okolicę, Scott oparł się wygodnie o kuchenny blat. Trzymając
- Myślałam o tobie... - zaczął i zawiesił na chwilę głos, by przekonać się, czy Róża opanuje swoją ciekawość. Zapadła cisza. Mark nadal nie wychodził z pokoju, tylko wpatrywał się w Tammy tak dziwnym wzrokiem, że aż za¬częła się rumienić. Spuściła oczy. Bezpieczniej było patrzeć na swoje bose stopy i wystrzępione nogawki dżinsów. Mil¬czenie zdawało się ciągnąć w nieskończoność. w imieniu wszystkich dzieci, spytała wtedy, czy Laurel umrze. Kiedy odparł twierdząco, zaczęła płakać wraz z Dannym. Huff nie miał cierpliwości do ludzkich łez. Powiedział, żeby się pozbierali i zachowywali jak dorośli, jak Hoyle'owie. Holye'owie nigdy nie płakali, powiedział, stawiając Chrisa za przykład. „Widzieliście kiedykolwiek, żeby się mazał?". Sayre histeryzowała w tym samym pokoju także przy innej okazji. Wylała wtedy morze łez, błagając Huffa, aby odstąpił od tego, co ostatecznie, i tak zrobił. Była to noc, której nie potrafiła mu wybaczyć, chwila, gdy znienawidziła własnego ojca. Kroki Huffa rozbrzmiały ciężko na drewnianej podłodze. Podszedł do baru i zaoferował jej drinka. - Nie, dziękuję. Nalał sobie whisky. - Chcesz, żeby Selma przyniosła coś do jedzenia? Marzy o tym, żeby cię nakarmić. - Nie jestem głodna. - Ale nawet gdybyś umierała z głodu, nie tknęłabyś niczego, co opłaciły pieniądze Hoyle Enterprises, tak? - Usadowił się w fotelu i spojrzał na nią znad szklanki, pociągając łyk burbona. - To twoje zagajenie, Huff? Otwierający wolej? Chcesz się przekonać, które z nas zdobędzie więcej punktów, miotając słowa, zanim drugie się podda? Bo jeśli o to ci chodzi, ja nie mam ochoty na tę zabawę. Nigdy więcej nie dam się wciągnąć w żadną z twoich cholernych gierek. - Twojej matce nie spodobałyby się te słowa. - Mojej matce nie spodobałoby się wiele rzeczy - odparła, spoglądając na niego potępiająco. - Chcesz o tym porozmawiać? - Widzę, że wciąż próbujesz pyskować. Cóż, nie powiem, żebym był zaskoczony. W rzeczywistości rozczarowałabyś mnie, tracąc tupet. - Podniósł się z fotela, sięgnął po leżące na stoliku pudełko zapałek i przypalił papierosa. - Siadaj. Opowiedz mi o swoim interesie. Przycupnęła na jednej z dwóch jednakowych sof, ustawionych naprzeciwko siebie i rozdzielonych stolikiem do kawy. - Idzie dobrze. - Jedno, czego naprawdę nie cierpię, Sayre, to fałszywa skromność. Osiągnęłaś coś w życiu i masz prawo się tym chwalić. Czytałem artykuł o tobie w „Chronicie". Robił wrażenie, zdjęcia i wszystko. Napisano, że jesteś dekoratorką wnętrz dla śmietanki towarzyskiej i najbogatszych ludzi w San Francisco. Nie spytała, skąd usłyszał o tym artykule. Huff był zdolny do wszystkiego, nawet do szpiegowania. Prawdopodobnie wiedział o jej kalifornijskim życiu więcej, niż przypuszczała. Zapewne to Beck Merchant gromadził dla niego te informacje. - Ile zdarła z ciebie ta stara ciota za swoją firmę? - spytał. - Założę się, że za dużo. - Ta „stara ciota" był moim mentorem i drogim przyjacielem. Jeszcze na studiach, próbując zdobyć tytuł, zaczęła pracować u znanego dekoratora. Po skończeniu uczelni zatrudnił ją na pełny etat. Sayre była jednak kimś więcej niż, tylko kolejną osobą, która zarabiała procent na każdym firmowym projekcie, jaki udało się jej sprzedać. Od samego początku jej przełożony przyuczał ją na swoją następczynię. Wysyłał ją na „zakupy"; do Hongkongu po materiały, do Francji po antyki. Ufał jej instynktom, żyłce do interesów i dobremu smakowi. Miał czterdzieści lat doświadczenia w zawodzie i kilka bardzo znaczących kontraktów. Sayre wniosła do firmy świeże i innowacyjne pomysły. Razem stanowili świetny zespół. - Gdy zdecydował się przejść na emeryturę - ciągnęła - sprzedał mi firmę na bardzo dobrych warunkach. kwiatem... - Wysłała więc Henry'ego do Australii? - No... Raczej nie. - Dzień dobry - powiedział ciepło i grzecznie Mały Książę. - I jak ja mam im przekazać tę wiadomość, co? - la¬mentował Doug, tym samym lejąc miód na jej serce. Nie¬wiarygodne, komuś naprawdę na niej zależało... - O czym myślisz? - zagadnął. - To prawda, ale to wcale nie dowodzi, że jesteś prawdziwym i takim, jakim cię widzę. Ty przecież też możesz być - Moim zdaniem Henry ma w nosie uroczyste kolacje przy świecach - zaśmiała się. - Aha. A ja często chadzam w koronie. - Ty możesz wędrować z planety na planetę, ja zaś umiem wędrować inaczej. Widziałeś kiedyś opadającą świtem - Skoro prosisz... dobrze - i w mgnieniu oka przeistoczyła się w kilka różnobarwnych kwiatów skupionych wokół
©2019 to-galaz.kalisz.pl - Split Template by One Page Love